Zawartość tej strony wymaga nowszej wersji programu Adobe Flash Player.

Pobierz odtwarzacz Adobe Flash

«« powrót

Po pandemii … czyli o Domu Pogodnej Jesieni w Tuchowie ….

18 września 2020

Przyjechała siostra do Domu Pogodnej Jesieni aby zastąpić siostrę dyrektor, która otrzymała wynik pozytywny i musiała udać się do szpitala. Dołączyła siostra do zespołu, w którym pracował już doświadczony ratownik medyczny starający się opanować sytuację. Co siostra zastała na „placu boju” i jak wyglądała wspólna organizacja zarządzania? Pierwsze, co zobaczyłam to czekającego na mnie i uśmiechniętego p. Pawła – ratownika medycznego – którego do tej pory znałam tylko z głosu w telefonie. W tym trudnym czasie wielkiego napięcia i niepokoju, w sytuacji, gdy Dom Pogodnej Jesieni opuścili ostatni zarażeni i oczekiwania czy będą kolejne osoby – ten uśmiech niósł wiele pokoju! Drugie, co zastałam po przekroczeniu progu domu, to śliskie od środków dezynfekcyjnych podłogi – chyba każdy kto wchodził musiał wcześniej czy później „dotknąć” ziemi, bardziej lub mniej boleśnie J. I wiesz, paradoksalnie jest to dla mnie pewna symbolika tego czasu epidemii. Do walki z takim wrogiem: niewidzialnym i mało znanym jak Covid 19 potrzeba pokory! Nie da się do niego podejść z gotowymi rozwiązaniami, wiedzą, doświadczeniem, pewnością siebie, bo można „pogruchotać kości”, ale trzeba roztropności i uważnej obserwacji, aby spostrzec, a nawet próbować uprzedzić kolejne jego działanie! Trzecie, co zobaczyłam to świetnie zorganizowany zespół pod kierunkiem p. Pawła! Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona biorąc pod uwagę, że w zdecydowanej większości były to osoby o zupełnie innym profilu zawodowym, nie mające do tej pory kontaktu z pracą w DPS i nie znający siebie wzajemnie. Przebywali w Domu od zaledwie kilku dni a już poznali mieszkańców, analizowali wspólnie ich stan zdrowia i potrzeby, spieszyli na każde ich wezwanie w dzień i w nocy. Pełnili 12, 24 a nawet i zdarzało się 36 godzinne dyżury, gdy osłabł któryś z członków zespołu i potrzebował więcej odpoczynku, ofiarni i pełni poświęcenia, wspierający się wzajemnie w każdej czynności. Trudno to wyrazić słowami…Czwarte to hm… Dom nie przypominał tego Domu, który odwiedzałam wcześniej z piękną estetyką wnętrz, ale naprawdę stał się polem walki! Wiele rzeczy czy mebli zmieniło swoje miejsce, wszystko zlane środkami dezynfekcyjnymi, z foli i taśm porobione śluzy w świeżo remontowanych pokojach. Ze względu na małą ilość osób pracującego zespołu musieli tak zorganizować pomieszczenia, żeby maksymalnie ułatwić sobie dostęp do wszystkich koniecznych do obsługi i pielęgnacji mieszkańców, rzeczy oraz odzieży i środków ochronnych…P. Paweł wraz z zespołem perfekcyjnie zorganizowali w tych ekstremalnych warunkach pracę i na porannych i wieczornych odprawach dokładnie analizowali przebieg działań i tworzyli strategię. Uczyłam się od nich, sama głównie zajmując się administracją i codziennym raportowaniem sytuacji do różnych instytucji. Uzupełnialiśmy się w zarządzaniu z p. Pawłem i z czasem zaczęliśmy się wg potrzeb zastępować.

Liczba zarażonych sióstr wzrastała czy obawiała się siostra o siebie? O siebie: nie, w końcu każdy włos na mojej głowie jest policzony jak mówi Pismo Święte i Bóg czuwa nade mną w każdej sytuacji J. Brałam pod uwagę taką możliwość, więc musiałam mimo wszystko opracować pewne strategie działania i szukałam kogoś na zastępstwo. Bardziej czułam obawę i niepokój o zespół, gdyż z każdym dniem było widać coraz większe zmęczenie.

W swojej pracy jest siostra przyzwyczajona do natłoku obowiązków i szybkiego podejmowania decyzji. Czy tutaj w DPJ był moment zwątpienia, braku sił…? Zwątpienia? Nie! Braku sił? Tak! Nie kryję, że towarzyszyło mi duże napięcie związane nie tylko z sytuacją epidemii, ale również odpowiedzialnością za placówkę, w której nigdy nie pracowałam – bywałam tu gościnnie. Wszystkiego musiałam się uczyć, zarówno od strony administracji, ale również i funkcjonowania Domu, poznania mieszkańców, pracowników. Zaczęłam – nie da się ukryć – w trybie ekstremalnym tę lekcje życiową. Każdego dnia wieczorem byłam bardzo zmęczona, mało snu, dużo pracy… i wdzięczności Bogu, że kolejny trudny, ale i dobry dzień za nami. Dobry, bo w tych ekstremalnych warunkach dobroć emanowała z każdej osoby w pracującym zespole i z mieszkańców. Dobry, bo każdego dnia docierały do nas informacje z zewnątrz o modlitwie w naszej intencji i słowa wsparcia oraz doświadczaliśmy ogromnego obdarowania w środki niezbędne do codziennego funkcjonowania! I równocześnie każdy dzień niósł z sobą jakieś wyzwania! Nie było czasu na dłuższą modlitwę i rozeznawanie… to była dla mnie szkoła ufności! Powtarzałam tylko „Jezu ufam Tobie!”. Decyzje trzeba było podejmować szybko a nie można było bazować na jakimś wcześniejszym doświadczeniu, bo go nie było!… to jak chodzenie po wodzie do którego Jezus zaprosił Piotra, i słuchałam z całej siły słów „Nie bój się”! Bóg dał mi odwagę i moc by nie zwątpić! Ale też nie kryję, że miałam kryzys: mocny bunt i złość, gdy kolejne wyniki wymazów naszych sióstr okazywały się pozytywne i przeżywałam kolejne dni ich izolacji, cierpienia, samotności, bezradności… to doświadczenie mojej bezsilności znowu ukierunkowywało mnie na Boga! Ufać to walczyć!!! Łatwo jest mówić „Jezu ufam Tobie” gdy wszystko się układa po mojej myśli tylko czy wtedy to jest ufność?! W tym momencie walki z trudną rzeczywistością epidemii te słowa modlitwy nie brzmiały już dla mnie tak słodko i kojąco, ale były pełne determinacji i zmagania! Poczułam, że potrzeba męstwa i odwagi, żeby je wypowiedzieć! I w tym momencie musze zaprzeczyć temu co powiedziałam na początku! Bóg dał mi siłę!!! On trzyma mnie mocno za rękę i powtarza „Nie bój się”! Dał i daje mi mnóstwo znaków na potwierdzenie swej OBECNOŚCI i DZIAŁANIA! 

Kiedy zagrożenie już zostało opanowane, można było zacząć powrót do „normalności”. Mieszkańcy DPJ to starsze osoby, jak według siostry poradzili sobie z kolejną zmianą, tym razem na lepsze, ale jednak… maseczki, rękawiczki, to nie była już ta sama rzeczywistość, którą znali sprzed pandemii… byli chętni do współpracy? O tak, maseczki to drobnostka w porównaniu z kilkumiesięczną izolacją! To był piękny moment gdy początkiem lipca zaczęliśmy mieszkańców wyprowadzać na podwórko: świeże powietrze, przestrzeń, piękna przyroda i obok ludzkie twarze – to nic że w maseczkach, możliwość rozmowy, śpiew, gimnastyka i wspólna modlitwa!!! Radość i wdzięczność bijąca z oczu mieszkańców sprawia, że zapomina się o tym co było trudne! W życiu największe szczęście dają relacje: z Bogiem i drugim człowiekiem!

Zostawiła siostra w Tarnowie swoje obowiązki i przyjechała do Tuchowa aby wziąć udział w wielkiej walce, dziękujemy i życzymy dużo siły i pogody ducha.

 
Aktualności | Nasza Prowincja | Apostolstwo | Pójdź za Mną | Grupy Św. Józefa | DDPP | Zgromadzenie | Adresydomów | Księga gości | Kontakt
© Zgromadzenie Sióstr Świętego Józefa, CSSJ. Prowincja Tarnowska św. Józefa - Opiekuna Kościoła świętego.