Zawartość tej strony wymaga nowszej wersji programu Adobe Flash Player.

Pobierz odtwarzacz Adobe Flash

«« powrót

Po pandemii... czyli o Domu Pogodnej Jesieni w Tuchowie...

18 września 2020

Podjęcie decyzji o wejściu w ognisko koronawirusa było trudne..? Długo się nad tym zastanawiałaś? Nie było czasu na zastanawianie się, był telefon od siostry dyrektor czy zgodzę się odbyć kwarantannę w Domu Pogodnej Jesieni w trybie koszarowym wiec decyzja według mnie mogła być tylko jedna. Nie była to decyzja na pewno łatwa, gdyż wróciłam co dopiero, może godzinę wcześniej po czwartym dwunastogodzinnym dyżurze a do pracy trzeba było wrócić następnego dnia. Największym jednak zaskoczeniem była informacja, że taką decyzję podjęła tylko jedna koleżanka wiec nie bardzo wiedziałam jak ta praca będzie wyglądać.

Jak długo pracujesz w Domu Pogodnej Jesieni? W DPJ pracuję 10 lat.

Weszłaś na „pierwszy rzut”, wszystko było jedną wielką niewiadomą? Praca nie wyglądała już tak samo jak wcześniej….co się zmieniło, co było najtrudniejsze? Praca w trybie koszarowym nie była dla mnie czymś nowym. W miesiącu kwietniu już w taki sposób pracowałam. Jednak sytuacja obecnie była o wiele trudniejsza ze względu na realnie istniejące zagrożenie. W samym sposobie pracy niewiele się zmieniło, trzeba było wykonywać codzienne obowiązki tzn. toaleta, kąpiele, podawanie posiłków itd. Jednak doszedł stres związany z możliwością zarażenia tak i siebie, jak i mieszkańców, dlatego odkażanie i ciągła dezynfekcja stały się priorytetem. Drugim problemem była konieczność izolowania mieszkańców w swoich pokojach, co dla większości było bardzo trudne do zaakceptowania. Nawet jednak stosunkowo szybko pogodzili się z zaistniałą sytuacją. Prawie w każdym pokoju jest telewizor więc to na pewno było pomocne w zorganizowaniu na pewien czas dnia. Dla mnie osobiście i dla całego „ wspaniałego” zespołu z którym pracowałam najtrudniejszy był początek, gdy nie wiedziałyśmy jak całe procedury zachowania bezpieczeństwa mają wyglądać i wszystko zorganizowałyśmy same tak jak według nas było najrozsądniej. Gorąco i konieczność noszenia odpowiedniej odzieży ochronnej dodawało dodatkowego zmęczenia.

No właśnie, ból, zmęczenie, tęsknota za najbliższymi – jak sobie z tym radziłaś, co pomagało w chwilach zwątpienia? Trudno mi dzisiaj mówić o chwilach zwątpienia, raczej takich nie było, wiedziałam, że trzeba pracować i wytrwać aż przyjdzie nowy zespół i nas zmieni. W tym miejscu pragnę wspomnieć o dwóch koleżankach, które nie mogły rozpocząć pracy razem ze mną i całym zespołem ze względu na zaistniałe procedury, ale zaraz po wykonanych pierwszych testach i informacji, że wynik mają ujemny zgłosiły do siostry dyrektor chęć podjęcia pracy. Po wyrażeniu zgody przez sanepid zasiliły nasz zespół, co było dla nas ogromną pomocą. Cały zespół był i jest im bardzo wdzięczny. Nie mogę też nie wspomnieć o mojej rodzinie, która bardzo mnie wspierała, dodawała mi otuchy i wierzyła, że dam radę, co było dla mnie bardzo budujące.

Współpraca z nowym „ mieszanym” zespołem była trudna? jak wyglądała organizacja dnia w nowej rzeczywistości? Tak jak już wcześniej mówiłam przez cały czas pracowałam ze wspaniałymi koleżankami. Były to osoby świeckie i siostry zakonne. Mimo, że siostry, które przyjeżdżały jako wolontariuszki nie znały pracy na oddziale, doskonale sobie radziły w każdej sytuacji i myślę, że taka atmosfera w dużym stopniu wpływała budująco na nas wszystkich. Każdy dzień właściwie wyglądał tak samo. Zmiana nocna po porannej odprawie udawała się na odpoczynek. Nie trwał on jednak dłużej niż 2 -3 godziny. Trzeba było bowiem pomóc koleżankom przy kąpielach, rozwożeniu i rozdawaniu posiłków. Dużo podopiecznych wymagało pomocy przy karmieniu. Po obiedzie ok. 14.30 – 15.00 koleżanki, które zostawały na zmianie nocą szły się odświeżyć i chwilę odpocząć i wracały znowu do pomocy przy kolacji i wieczornej toalecie. Tak płynął dzień za dniem. Zawsze wieczorem starałyśmy się znaleźć chwilę na wspólną modlitwę. Tutaj wspomnę trochę żartem jak pewnego wieczoru byłyśmy bardzo zmęczone a tu jeszcze modlitwa. Wzięłam różaniec i pytam koleżankę „ Różaniec czy Koronka?” a ona „ dzisiaj Koronka, będzie krócej”. To tak trochę humoru na koniec bo takie chwile też były. Na koniec chciałam jeszcze skierować słowa szczerego podziękowania na ręce s. Pacyfiki dla wszystkich sióstr, które z nami pracowały. Przez cały czas naszej pracy koszarowej mogłyśmy na nie liczyć, przypominały o wypoczynku, dopytywały o zdrowie i o wszelkie inne potrzeby. Bóg zapłać.

Dziękuję serdecznie za rozmowę i życzę spokojnej pracy w miarę „normalnych” warunkach.

 

 
Aktualności | Nasza Prowincja | Apostolstwo | Pójdź za Mną | Grupy Św. Józefa | DDPP | Zgromadzenie | Adresydomów | Księga gości | Kontakt
© Zgromadzenie Sióstr Świętego Józefa, CSSJ. Prowincja Tarnowska św. Józefa - Opiekuna Kościoła świętego.