Zawartość tej strony wymaga nowszej wersji programu Adobe Flash Player.

Pobierz odtwarzacz Adobe Flash

«« powrót

Po pandemii… czyli o Domu Pogodnej Jesieni w Tuchowie ….

18 września 2020

Koronawirus uderzył w siostry józefitki z potężną siłą. Wiele sióstr przeszło chorobę w miarę lekko, jednak inne, w tym siostra trafiły do szpitala. Odczuwała siostra strach? Co się czuje w takim momencie, kiedy trafia się na oddział z rozpoznaniem COVID-19? Rzeczywiście, koronawirus uderzył z potężną siłą w nas, siostry józefitki, na szczęście oszczędzając zdecydowaną większość mieszkańców i pracowników świeckich. Dzięki Bogu, wirus obszedł się z nami łagodnie. Czy odczuwałam strach? Nie, na pewno nie z powodu własnej choroby, bardziej był to strach, lęk, zatroskanie o innych, mieszkańców, pracowników, o Dom… Od początku pandemii gorąco modliliśmy się o ustrzeżenie naszego Domu od zarażenia wirusem. W sytuacji zakażenia towarzyszyła mi pewność dyktowana wiarą, że jeżeli Pan Bóg dopuścił takie zmaganie, to zapewne w ogromie swej miłości przeprowadzi nas przez nie. Na dnie serca pozostała niezachwiana ufność i modlitwa słowami O. Założyciela św. Ks. Zygmunta Gorazdowskiego: „Wszystko będzie, Bóg czuwa”. Po dwóch dniach od ogłoszenia pierwszych wyników wymazów dowiedziałam się, że jednak mój wynik jest wątpliwy i do następnych muszę poddać się domowej izolacji. Niebawem pojawiły się objawy choroby, było więc jasne, że jestem chora… W czasie tej izolacji zmagając się z gorączką, z niepewnością jutra, Miłosiernemu Bogu zawierzałam siebie i cały Dom – nasze dziś i jutro. Wynik, jak przypuszczałam, okazał się dodatni, ten etap mojej walki w Domu Pogodnej Jesieni właśnie kończył się. Po tygodniowej izolacji pobyt w szpitalu przyjęłam jako koniczność, z całą świadomością, że wirus mógł poczynić w organizmie jakieś spustoszenia.

„Kapitan ostatni opuszcza statek” – siostra również do samego końca, czyli do otrzymania dodatniego wyniku testu walczyła i starała się opanować sytuację…nie było lekko, prawda? Tak mówią…, rzeczywiście dla mnie „opuszczeniem statku” był wyjazd do szpitala po dodatnim wyniku testu. Czas od początku kwarantanny aż do wyjazdu był walką, wydawało się momentami na śmierć i życie, nie tylko z objawami choroby, ale właśnie z podejmowaniem decyzji, które miały zasadniczy wpływ na przyszłość Domu, zdrowie i bezpieczeństwo mieszkańców. Głównym zmaganiem była troska o zapewnienie podopiecznym należytej opieki, a nasze siły słabły, dlatego przedstawiona została prośba do Sanepidu o zgodę na wprowadzenia grupy wolontariuszy – Braci Kapucynów wraz z ratownikiem medycznym, doświadczonych w wyprowadzaniu dps-ów z COVID-19 oraz grupy sióstr józefitek. Byłam przekonania o konieczności wymiany całej dotychczasowej ekipy pracowników i sióstr, co sugerował br. Mariusz, gdy analizowaliśmy sytuację w DPJ. Należało się spodziewać, że większość posługujących okaże się zakażona, stąd taka sugestia, jak się okazało bardzo słuszna. Doświadczenie br. Mariusza i p. Pawła dawało mi poczucie bezpieczeństwa, że Dom pozostawię w dobrych, doświadczonych rękach, a spora grupa sióstr józefitek budziła wdzięczność i pewność, że jako Rodzina zakonna przechodzimy to razem, jednocząc się w tym trudnym czasie. Gotowość do pracy zgłosiło kilku pracowników DPJ, grupa ta systematycznie powiększała się, za co jestem ogromnie wdzięczna, gdyż wolontariuszom łatwiej było pracować z osobami znającymi Dom i mieszkańców. Rzeczywiście Sanepid wyraził aprobatę, wolontariusze pod wodzą br. Mariusza, a później p. Pawła rozpoczęli bardzo trudną pracę, walkę z niewidzialnym wrogiem, by jak najszybciej „wyczyścić” Dom z wirusa. Ster Domu w tym czasie przejęła S. Prowincjalna Antonia Piekarz.

Wiele osób prywatnych, instytucji, wolontariuszy, ludzi dobrej woli, w tym Pani Burmistrz Tuchowa wsparło w tym trudnym czasie Dom Pogodnej Jesieni. Dobrze wiedzieć, że placówka ma tylu przyjaciół, na których może liczyć w każdej sytuacji, szczególnie tej trudnej. Łzy szczęścia w tym całym nieszczęściu się polały…? Świadomość, że Bóg czuwa i posyła tylu dobrych ludzi umacniała nadzieję i dodawała pewności, że: „wszystko będzie, Bóg czuwa” (św. Ks. Zygmunt Gorazdowski). Doświadczenie dobra okazywanego przez tyle osób znanych i nieznanych, przyjaciół, wolontariuszy, firm, instytucji, parafii, stowarzyszeń, samorządów, władz szczególnie naszej Gminy – Pani Burmistrz Magdaleny Marszałek i sztabu kryzysowego na czele z p. Łukaszem Giemzą, było wielokrotnie potężniejsze niż doświadczenie zła płynącego z faktu zakażenia koronawirusem, a modlitwa zanoszona w różnych stronach Polski, Europy i świata dodawała nieocenionej siły do dalszej walki. W przeżywanym dramacie choroby, odpowiedź ludzi dobrej woli oraz służb publicznych i społecznych umacniało przeświadczenie, iż nie jesteśmy sami, że dobro zawsze zwycięża, że poczucie solidarności głęboko zakorzenione w sercach Polaków pomaga nam w przeżywaniu tego trudnego czasu. Wzruszenie pojawiło się nieraz. Łzy radości i wdzięczności polały się najmocniej po otrzymaniu wyników ostatnich wymazów, kiedy okazało się, że wszyscy są czyści – zarówno mieszkańcy jaki i pracownicy oraz grupa wprowadzonych wolontariuszy. Można powiedzieć za psalmistą: „wydawało nam się, że śnimy, usta nasze były pełne śmiech, a język śpiewał z radości” (Ps 26) dziękczynne Te Deum za „wielkie rzeczy, które nam Pan uczynił”. Naprawdę wydawało mi się, że śnię, że to jest niemożliwe, iż stało się to, co powiedział br. Mariusz przed podjęciem posługi w naszym Domu: „wyczyścimy Dom – dwa trzy tygodnie i Dom będzie czysty”. W sercu pozostanie dozgonna wdzięczność wobec Braci Kapucynów, moich współsióstr józefitek, pracowników DPJ na czele z p. Pawłem, ratownikiem medycznym którzy odpowiedzieli na apel z prośbą o pomoc i podjęli tę posługę bez rozgłosu, wielkodusznie i ofiarnie, dyżurując niejednokrotnie 24 godziny na dobę. Taką samą wdzięczność mam wobec kleryków Wyższego Seminarium Duchownego w Tarnowie, którzy za zgodą Ks. Rektora Jacka Soprycha poświęcili swój wakacyjny czas i podjęli ofiarną posługę w naszym Domu w miesiącu lipcu. Jak teraz funkcjonuje Dom? Dzięki Bogu wszyscy zakażeni mieszkańcy wrócili do zdrowia (zmarły dwie zakażone osoby), a Dom powoli wraca do „normalności” ale niestety nie takiej sprzed roku, sprzed pandemii. Noszenie masek, rękawic, dezynfekcja zapewne zostaną z nami na długo a może na stałe… Przestrzegając wszelkich procedur i rekomendacji Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie, wytycznych Powiatowego Inspektoratu Sanitarnego oraz Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Tarnowie korzystamy z uroków lata w naszym ogrodzie, niwelując skutki kilkumiesięcznej izolacji przez aktywizację mieszkańców – ćwiczenia rehabilitacyjne i zajęcia terapeutyczne, za którymi podopieczni tęsknili i w które chętnie, na miarę swoich możliwości włączają się. Niestety, z powodu wzrostu zakażeń w Małopolsce i Powiecie, Dom na powrót został zamknięty dla odwiedzających, co jest naszą bolączką. Mamy nadzieję, że rodziny w nieodległym czasie będą mogły odwiedzić swoich bliskich. Staramy się, na ile pozwalają nam wszelkie wytyczne, aby mieszkańcy po tym trudnym czasie izolacji mogli jak najpełniej korzystać ze swobody i w miarę normalnego życia.

Dziękuję za rozmowę i życzę szybkiego powrotu do „normalności” dla siostry oraz wszystkich sióstr józefitek, które musiały zmierzyć się z koronawirusem.

 
Aktualności | Nasza Prowincja | Apostolstwo | Pójdź za Mną | Grupy Św. Józefa | DDPP | Zgromadzenie | Adresydomów | Księga gości | Kontakt
© Zgromadzenie Sióstr Świętego Józefa, CSSJ. Prowincja Tarnowska św. Józefa - Opiekuna Kościoła świętego.