Zawartość tej strony wymaga nowszej wersji programu Adobe Flash Player.

Pobierz odtwarzacz Adobe Flash

«« powrót

Po pandemii... czyli o Domu Pogodnej Jesieni w Tuchowie...

18 września 2020

....pracuję w Niemczech w domu Concordia i kiedy wróciłam z moją wspólnotą do kraju na czas nieokreślony. Bóg zechciał, abym trochę popracowała we wspólnocie tuchowskiej. Pomyślałam, żeby iść wyżej trzeba coś stracić, więc z ochotą podjęłam wyzwanie. Po niecałym tygodniu pobytu na oddziale DPJ okazało się, że wkradł się do domu wirus i ja między wieloma siostrami również jestem chora. Po wielu perypetiach zostałam z czterema siostrami w izolacji domowej. Na początku choroby było dość trudno szczególnie wtedy gdy nie miałam siły wstać, aby zażyć leki, ale czarne chmury rozświetlał cytat z kartki na biurku  „wszyscy, którzy się Go dotknęli, zostali uzdrowieni". Co jakiś czas dochodził z korytarza głos "kochane siostry przyniosłam jedzenie, gdybyście miały jakieś życzenia to zbieram zamówienia". Długi czas nie miałyśmy możliwości przyjąć Pana Jezusa, ale On tak bardzo chciał do nas przyjść, że znalazł najbardziej nieoczekiwaną formę dostania się do naszych serc. Dziękowałam i dziękuję Mu nadal za to, że zaraziłam się wirusem w odpowiednim miejscu. W miejscu gdzie dawałam ludziom potrzebną pomoc i wsparcie, a nie gdzieś na stacji benzynowej czy w supermarkecie. Czas choroby i izolacji pokazuje mi ile można stracić opierając się woli Bożej. Gdyby nie pobyt tutaj nigdy pewnie bym nie zobaczyła tylu wspaniałych serc sióstr, a przede wszystkim takiej opieki i bliskości Jezusa. Dalej przebywam w izolacji, ale już z radością i otwartością czekam na kolejne fantazje Pana Boga.

s. Aleksandra  28.06.2020 r.

Pisząc świadectwo z dwutygodniowego pobytu jako wolontariusz przypada data 26.06.2020 r. To uroczystość w naszym Zgromadzeniu Sióstr Świętego Józefa - wspomnienie św. ks. Zygmunta Gorazdowskiego, Założyciela naszej rodziny zakonnej, Apostoła Bożego Miłosierdzia, który wchodził w świat ludzi cierpiących i do końca życia był ,,cyrynejczykiem" by w nich służyć Chrystusowi.  Kiedy rozpoczęła się pandemia w DPJ w Tuchowie na prośbę Siostry Prowincjalnej Antonii bez wahania pojechałam. Nie było we mnie lęku, że zarażę się. Był jeden cel, pomoc bliźniemu. Przed oczami miałam naszego Założyciela, który służył ubogim Chrystusowym dla Miłości Bożej. Pracy było bardzo dużo. Byłam w pierwszej ekipie, która uczyła się jak postępować, jak chronić podopiecznych i siebie przed zarażeniem. Niesamowite w tym wszystkim było to, że pomimo zmęczenia, ilości pracy pomagaliśmy sobie nawzajem.  Gdy przychodziło zmęczenie prosiłam ks. Zygmunta o pomoc, który swoje serce, siły, zdrowie oddawał każdego dnia w służbie Bogu i drugiemu człowiekowi. Przy sobie nosiłam Jego relikwie modląc się za podopiecznych i za tych którzy im służą. W tym czasie dane mi było zobaczyć jak ludzie z zewnątrz odpowiadali hojnie na skierowana pomoc: maseczki, rękawice, artykuły żywnościowe itp. Czułam, że nie jesteśmy w tym sami. Zwłaszcza odczuwałam siłę modlitwy naszych sióstr i ludzi młodych z którymi było mi dane się spotykać z zapewnieniem: ,,Wspieramy Was modlitwą". Pod koniec drugiego pobytu, testy wykazały że mam wynik pozytywny. Nie przeraziłam się tym. Dziękowałam Bogu za ten czas, to był czas łaski. Obecnie przebywam w izolacji - to czas rekolekcji i modlitwy za tych którzy obecnie podejmują służbę w naszym domu.

Siostra Joela, józefitka z Tarnowa

Nie potrzeba dużo czasu, by podjąć w swoim życiu jakąś decyzje... wystarczy czasem posłuchać swojego serca a ono szybko podpowie, gdzie iść. Tak było z moim przyjazdem do Tuchowa, by pomóc przy pielęgnacji mieszkańców DPJ w czasie trwania epidemii koronawirusa. Szybka decyzja, zostawienie wszystkiego, dwie godziny na spakowanie, dwie godz. drogi do Tuchowa z Krosna i jest się w zupełnie innej rzeczywistości... rzeczywistości w której każdy krok i ruch musi być świadomie robiony, by pomóc a równocześnie nie zarazić się. Kiedy patrzę z perspektywy czasu na ten „intensywny tydzień walki o życie”, to w tle widzę Jezusa, który był z nami w każdej sekundzie, pochylający się wraz z nami nad człowiekiem. Widzę również, jak dla Niego każdy mój gest miał wielkie znaczenie, bo stawałam się „żywym znakiem Jego Obecności” w konkretnej rzeczywistości. Po ludzku to trudne doświadczenie dla mnie, zwłaszcza ten czas izolacji, bo zaraziłam się. I wciąż pytanie w mojej głowie: „Jak to Jezu jest? I czy to ma sens: tydzień pracy a niewiadomo jaki czas kwarantanny?”... Jednak Bóg patrzy inaczej na nas, na czas, na wydarzenia... wiem, ze dla Niego liczy się człowiek prawdziwy, taki jaki jest, ze swoimi uczuciami, decyzjami, słowami... a  moja prawda bycia w Tuchowie jest jedna: „Zrobiłam to z potrzeby serca”:)

s. Klara, józefitka – nauczyciel w przedszkolu

Mojżesz wzniósł rękę nad morzem, a Pan przegnał morze wiatrem wschodnim, który wiał przez całą noc, a woda się rozdzieliła. Izraelici weszli w środek morza po suchej ziemi, a woda była im murem po prawej i po lewej stronie. (Księga Wyjścia 14, 21 – 22) Obraz przejścia przez Morze Czerwone Mojżesza z Izraelitami zaczął mi towarzyszyć na modlitwie kilka tygodni przed rozprzestrzenieniem się wirusa w Domu Pogodnej Jesieni w Tuchowie. Pytałam Pana co to oznacza dla Nas, na jednym z korytarzy wisi także obraz przedstawiający owe przejście Mojżesza i tym bardziej było to dla mnie poruszające  w pracy. Nie usłyszałam wówczas odpowiedzi na modlitwie na to pytanie, ale doświadczałam głębokiego pokoju na Adoracji Najświętszego Sakramentu. Gdy usłyszałam, że nasz Dom jest zagrożony koronawirusem poczułam smutek i miałam dużo pytań do Pana dlaczego ? Dlaczego Nasz Dom gdzie tak byliśmy zabezpieczeni, tak się staraliśmy, nie mieściło się to mi w głowie, ale powiedziałam Jezu Ufam Tobie i wierzę w Twoją Miłość Miłosierna, że masz dla Nas swój plan i że Nas nie opuścisz. Zadawałam Panu dużo pytań ale wierzyłam i wierzę w Jego Miłość Miłosierna. Któregoś dnia przypomniało mi się jak byłam dzieckiem i leżałam pod tlenem z powodu astmy w szpitalu kilka razy. Pierwsza moja myśl to może być po mnie teraz ....Zły duch chciał zasiać niepokój w moim sercu, szybko się ocuciłam i oddałam się w ręce Pana” czyń Jezu co zechcesz. Praca w tym czasie na oddziale była bardzo trudna fizycznie i psychicznie,  w kombinezonach w których było na dodatek bardzo gorąco. Powierzałam nasz Dom Panu i siebie samą i dostawałam dużo energii i siły. Pod koniec tygodnia pracy w przyłbicy zobaczyłam, że pogorszył mi się wzrok widzę wszystko za mgłą, jakby rozlane mleko... Leżąc już w szpitalu lekarka mi powiedziała, że tak już może zostać, zaczęłam się modlić Jezu: uzdrów mój wzrok, abym mogła Ci jeszcze służyć i ludziom do których mnie poślesz ... Kilka dni po tej modlitwie obudziłam się rano i mówię do Siostry leżącej ze mną na sali widzę wszystko normalnie. Podziękowałam Bogu i oddaje się w Jego ręce. Nie wiem co przyniesie jutro ale zawsze będę wierzyć i wierzę w Boga który jest Miłością Miłosierną. Nie wszystko muszę tu rozumieć na tym świecie ale ufam Mu, Kocham i widzę że nas nie opuścił. Bądź wola Twoja!  

s. Marta, józefitka – pielęgniarka w DPJ Tuchów 


 
Aktualności | Nasza Prowincja | Apostolstwo | Pójdź za Mną | Grupy Św. Józefa | DDPP | Zgromadzenie | Adresydomów | Księga gości | Kontakt
© Zgromadzenie Sióstr Świętego Józefa, CSSJ. Prowincja Tarnowska św. Józefa - Opiekuna Kościoła świętego.