Zawartość tej strony wymaga nowszej wersji programu Adobe Flash Player.

Pobierz odtwarzacz Adobe Flash

«« powrót

Po pandemii … czyli o Domu Pogodnej Jesieni w Tuchowie ...

18 września 2020

Sytuacja, w której siostra się znalazła była czymś zupełnie nowym. Pracowała siostra w największym ognisku wirusa, starając się pomóc. Trzeba było nauczyć się funkcjonować w tej „koronawirusowej” rzeczywistości. Czy pomyślała wtedy siostra, że będzie zarażona ?Czy odsuwała siostra te myśli daleko od siebie? Byłam świadoma, że oczywiście mogę być zarażona bo jakże..? Ale mnie to nie paraliżowało. Miałam w sobie taką wolność i pewność, że nic się nie stanie bez Woli Bożej, tak jak wszystko w naszym życiu. Mając tego świadomość z pokojem ducha przyjmuję różne doświadczenia…własne i bliskich. Bardziej przeżywałam to, że nagle z takiej obfitości duchowej jaką mamy w codziennym życiu zakonnym trzeba było przejść na „duchowy post”. To było na prawdę bardzo trudne. Sytuacja w jakiej się znalazłyśmy spowodowała, że nie było już wiele czasu na modlitwę, nie było Mszy Świętej, adoracji…Tak, to był prawdziwy brak. Realizując w „normalności” dewizę naszego Zgromadzenia „Serce przy Bogu, ręce przy pracy” pomimo obowiązków zawodowych (planowanych i spontanicznych) musiał znaleźć się czas i siły na modlitwę, jakże niezbędną do funkcjonowania. Sytuacja epidemiologiczna uświadomiła, że można całkowicie poświęcić się pracy nawet, gdy tak jak w tym miejscu jest ona bezpośrednią służbą człowiekowi, ale pod warunkiem, że nie nastąpi wycieńczenie duchowe.

Co siostra poczuła i pomyślała, gdy wynik okazał się pozytywny. Byłam przede wszystkim zaskoczona, gdyż nie widziałam u siebie jakiś większych objawów. No, ale skoro podali taki wynik to uwierzyłam, że tak jest i stwierdziłam, że najlepiej w tej sytuacji zaufać Bogu..

Chciała siostra pomagać, trwać przy mieszkańcach Domu Pogodnej Jesieni a tutaj trzeba było się spakować i opuścić dom. Czy pojawiło się pytanie” Dlaczego ja?” Ten moment był nieco trudniejszy… Nigdy wcześnie nie wyobrażałam sobie takiej możliwości, że wszystkie siostry i niemal cały personel świecki Domu Pogodnej Jesieni opuszcza nagle placówkę, a w to miejsce wchodzą inne osoby, które nie wiedzą jak to na co dzień funkcjonuje.. nie znają podopiecznych.. nie znają nawet topografii Domu i mają sobie poradzić… W tym momencie czułam się jak w zawierusze wojennej. Trzeba zostawić wszystko i odejść ufając, że Opatrzność Boża nad wszystkim czuwa. Nie pytałam „dlaczego ja”. Myślałam, że angażując się bezpośrednio w pracę na oddziale najpierw w zapobiegawczym systemie koszarowym, a następnie w czasie zarażenia pozostanę tu do zakończenia walki z epidemią.

Ile czasu siostra spędziła w szpitalu? czy dotknęły siostrę typowe objawy? Jak wyglądał dzień kogoś z dodatnim wynikiem na COVID 19? W szpitalu byłam dokładnie dwa tygodnie. Choć jak wyjeżdżałam z domu to nie wiedziałam dokąd jadę. Dostałam tylko informację, że pojedziemy na konsultację lekarską do Krakowa i tam zapadnie decyzja co dalej. Że trzeba się spakować na dłuższy czas, bo pobyt poza domem może trwać nawet do 6 tygodni…! Byłam chyba w najlepszej sytuacji bo właśnie przed wystąpieniem tego „kataklizmu” miałam pojechać na urlop i bagaż był gotowy. Poza tym byłyśmy z drugiej grupy zakażonych więc miałyśmy już jakieś informacje. Natomiast siostry z pierwszej grupy zakażonych nie wiedziały jak to będzie? Stąd ich bagaże posiadały spore braki. Gdy wyjeżdżałam z Domu mój stan wg mnie nie był jakiś ciężki. Objawy podobne do zwykłej grypy, ale jednak w szpitalu się nasiliły i w sumie stwierdziłam, że hospitalizacja była opatrznościowa. W szpitalu byłam w jednej Sali z jeszcze jedną siostrą z tuchowskiej wspólnoty- s. Benedettą. Codziennie wstawałyśmy przed 6.00 rano i korzystając z możliwości technicznych uczestniczyłyśmy we Mszy św. z Jasnej Góry. Inne modlitwy czasem odmawiałyśmy wspólnie, częściej indywidualnie. Poza tym dostosowywałyśmy się do poleceń personelu szpitalnego. W ciągu dnia często załatwiałam ważne i konieczne telefony (i to był mój wkład w pomoc tym, którzy walczyli w Domu Pogodnej Jesieni).

Najcięższa chwila w przeciągu ostatniego miesiąca to…..? Najcięższa chwila to dzień Uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa. To był Piątek po oktawie Bożego Ciała. Od środy przebywałam już w szpitalu. Tego dnia pod kroplówką, pod tlenem.. w gorączce. Ale nie choroba była dla mnie najtrudniejsza… Najtrudniejszy był głód Boga…Oczywiście „uczestniczyłam” we Mszy św. przez YouTobe….ale niestety leżąc w szpitalnym łóżku…niemoc i bezradność uczyły empatii równocześnie stawiając nowe wymagania. Tego dnia chyba po raz pierwszy w życiu przeżyłam dobrze komunię duchową…

Jak choroba wpłynęła na siostrę, czy skłoniła do jakiś refleksji. I choroba i cała pandemia dała i daje mi dużo powodów do głębokiej refleksji. Przede wszystkim, że wszystko w życiu jest łaską i, że nic nam się nie należy a wszystko jest darem Miłości Miłosiernej. Że w każdej sytuacji jesteśmy dla Boga bardzo ważni i, że On nawet jak doświadcza to kocha. Uświadomiłam sobie też kolejny raz jak cennym darem jest wiara i jak bardzo trzeba ją pielęgnować.

 Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę wszystkiego dobrego, w tym jeszcze trudnym czasie.

 

 

 
Aktualności | Nasza Prowincja | Apostolstwo | Pójdź za Mną | Grupy Św. Józefa | DDPP | Zgromadzenie | Adresydomów | Księga gości | Kontakt
© Zgromadzenie Sióstr Świętego Józefa, CSSJ. Prowincja Tarnowska św. Józefa - Opiekuna Kościoła świętego.